W Studiu wszystko było jasne. Jasne kosztowało 3,50, a lighty po 0,50 groszy każdy. Jasne było z Republiki Czeskiej, a lighty z Ukrainy. Ale nikt się nie skarżył, szczególnie, że browar w innych melinach potrafi kosztować życie, a w Studiu - uwierz! - niezmiennie trochę ponad 3 polskie nowe. Kiedyś było tu kino, ale teraz.. Paaanie..Ameryka. Każdy Krystynę znał, każdy szanował, wiedział gdzie to jest? co to jest? i za ile?
Posiłek w takim miejscu jest jak strzał w stopę, znam jednak takich, co próbowali. Na przeciwko siedział zalany w trupa Tygrys, jedząc zapieksa z majkrofali, zalanego złotym tłuszczem i popijając piwskiem, głośno rozprawiając się z bogactwem lokalnej treści gastronomicznej. Tygrys, nie wiedzieć czemu, zawsze wychodził z domu w białym, wiekowym garniturze i mokasynach, nawet jeśli było to picie z puszki pod warzywniakiem, zaczesywał przetłuszczone, siwe włosy grzebykiem trzymanym w butonierce i podrywał wszystkie ekspedientki na popowicach, na "szefową" "kierowniczkę" i inne zwietrzałe,pijackie metody.
- Przepyszne kurwa! -Krzyknął do talerza.
- pierdolone... - powtórzył za Tygrysem od niechcenia Dzidek. Sprawiał wrażenie jakby kosztowało go to całą dzienną energię.
- a pani, pani Krysiu, też anty święta?
Krystyna kończyła właśnie napełniać kufel z kija i wywracając wzrok, postawiła go na przed nimi na blacie z taką siłą, że aż dziwne, że nie pękł w podstawie.
- dobrze, już dobrze pani kierowniczko! - Tygrys machnął przepraszająco do Krystyny wycierającej wierzchem nadgarstka piane z lewego oka i odwrócił sie z powrotem.
- wyżej sra jak dupę ma - szepnął profesorskim tonem, wycierający jednorazówką blat Dzidek.
- wyżej sra... - nagle zatrzymał sie w pół jakby niemrawo, orientując sie co i przed kim zamierzał powtórzyć...
- no, no, no... - mruczał patrząc przepraszająco w stronę Krystyny za barem...
- co jest tobie też popuściła szpary? - krzyknął na całą salę Dzidek. Był pijany. Na trzeźwo w życiu by sie tak nie odezwał. Bał sie Krystyny - jak wszyscy z resztą - bo w końcu to ona zarządzała zeszytem rozłożeń płatnych w ratach. Tygrys przez dłuższą chwilę wraz całą klientelą wpatrywał się w niego wzrokiem a'la Eastwood. Wszystko ucichło. Dzidek chwycił piwo i odszedł w stronę stolików, chcąc usiąść przy ostatnim niezajętym. Nie zdążył, zarobił z centrali i wyłożył się jak długi na parkiet, licząc gwiazdy. Wyrzucono go "społem". Po chwili wrócił z czerwieniącym się powoli okiem i krzyknął coś niezrozumiałego w drzwiach. Wyleciał z ryjem obitym jeszcze mocniej - tak jak w "300" Millera - armia na skinienie palca gotowa zginać. W tym przypadku nawet bez skinienia. Najśmieszniejsze, że mógł to być każdy z nich, nie przeszkadzało im to jednak jeszcze raz wyrzucić go na mróz.
Krystyna jednak miała to wszystko w dupie. Przynajmniej udawała. Nawet nie spojrzała.
Po pięciu minutach wszystko działo się podobnie.
Co chwila wchodzili "gracze", siadali na taboretach, wrzucali dwójaka i wciskali. Wciskali. Papieros. Wciskali. Potem portfel okazywał się być pusty, następowało krótkie "eh kurwa..może jutro" i następni i następni. Inni wychodzili regularnie upuścić zalegający mocz pod pobliskie balkony, gdyż toaleta męska już 4 rok jest "czasowo zamknięta", jak później się okazało- ze względu na funkcję magazynową, bo nie było gdzie trzymać beczek z piwem. Cyrkulacja powietrza była niezachwiana, w środku nie zdążyło się nawet zastać. Było i tak zimno.
Od wejścia pokazuje palcami, że zamawia dwa, Krystyna zawsze się upewnia, kiedy jest już przy barze, bo Roman 15 lat przepracował lokalnym zakładzie przemysłowym na Fabrycznej i w prawdzie miał już tylko te wspomniane wcześniej dwa palce. Kciuk i serdeczny, ze świeżym śladem po zdjętej obrączce.
- dwa tak?
- uhmm - /Uhmm było tym, co najczęściej padało w tym miejscu. Przebijało z górą nawet klasyczne "kurwa". "Jeszcze raz?" - "Uhmm". "To samo?" - "Uhmm". "Kurwa znowu się puściła?" - "Uhmm". "Na zeszyt?" - "Uhmm" ... Ok, tutaj trzeba było być rentownym. Nie każdy mógł tak uhmmować przed Krystyną./
Krystyna odkapslowała butelkę i postawiła na serwetce przed nim. Nie zdążyła postawić drugiego, a ostatnim co zostało z pierwszego była piana, która wycierał rękawem z ust.
- jak święta Bokser? - zapytała z autentyczną troską. Była to jedna z nielicznych osób które lubiła.Roman nie wiedział specjalnie co odpowiedzieć
- jak to święta... - odpowiadając w końcu - kolorowo - dodał, po chwili reflektując się że mogło to zabrzmieć zbyt na odpierdol
- mój spił się już przed wigilią, rozwalił pół zastawy ustawiając na stole... myślałam ze skurwiela uduszę... jak kolorowo to chyba dobrze...
- niezupełnie - roztarł zimne policzki, przysuwając się w stronę kaloryfera- wracałem z roboty. klasycznie. zielono, żółto, czerwono, a potem już tylko niebiesko.
- ile?
- niecały promil... - odpowiedział, powstrzymując pięścią nadchodzący bek po piwie. Krystyna poklepała go współczująco po ramieniu i odeszła dalej nalewać.
Zebrała się już spora kolejka, odliczająca właśnie grosz od grosza. Widać było, że sporo im brakuje
- Władek! - powiedział jeden z nich - Zrób tak, żeby było dobrze! - i wypchnął jednego z nich w kierunku spodziewającej się zaraz padnących słów Krystyny za barem.
Pewnie, że najlepiej jak jest dobrze. Stolik w cieniu, przy ścianie oklejonej zdjęciami Carlsberga, koło zbierającego kurz fikusa jest zawsze zajęty. Zwykle przez Mariana, odwróconego do wszystkich plecami. Marian a.k.a. Śmieć-Men. Jedyne czego nienawidził to pastwienia się nad oparami z dna. Potrafił powtórzyć to po kilka razy w ciągu dnia. Był strasznym nudziarzem, nikt go nie lubił... Chyba, że jego matka dostała akurat rentę. Podchodził właśnie do lady. Z kieszeni udało mu się wysupłać na prawie całe piwo. Niewiele brakowało.
- spierdalaj - uciął Antek i odwrócił się z powrotem do baru
- Romuś - tu już bez większej nadziei.
- nalej mu - powiedział Roman, patrząc na cycki Krystyny.
- życie mi ratujesz - wykrztusił, prawie płacząc ze wzruszenia - jestem twoim dłużnikiem.
- ale bierz to i spierdalaj - dodał Roman, kiedy zobaczył jak ten zaczynał rozsiadać się obok niego. Wszyscy mieli tu podstawowe instynkty. Wyczuwali gdy ktoś był przy sianie, jak krwawiącą zwierzynę, dosłowniej - jak rekiny krew.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz