
Nie mogę z całą pewnością stwierdzić, czy to ja wróciłem do wódki, czy raczej ona do mnie, ale w tych sprawach chyba niczego nie możemy być pewni. W każdym razie wróciliśmy do siebie, jakoś tak na krótko i oto siedzieliśmy razem w jednej z tych ciemnych, miejskich knajp, gdzie każdy zna każdego, a barman wie zawsze co dla kogo. Ja w koszuli, ona we mnie, przemyślnie ukryta w krwiobiegu. Krwiobieg to jedno ze słów, których nauczył mnie mój ulubiony raper Mezo, który oprócz tego pokazał mi jak żyć, strzelać i pieprzyć i że najważniejsze to widzieć dobro.
Prócz wódki z redbullem, która ożywczym ciepłem rozlała się po moim organizmie i wraz z krwią szumi w mojej skroni, w knajpie jest jeszcze ktoś, pełniący od lat funkcję mojego sumienia.Nie ma to większego sensu, gdyż gruncie rzeczy jestem tak samo wysoce moralny, ale moja spaprana psychika sprawia, że muszę wysłuchiwać kolejnego monologu. To część tej części mojego życia – od tego pierwszego razu, gdy zalani w trupa wiedliśmy poważną, pijacką rozmowę, z której nic nie zapamiętałem. Kiwam głową, zaciągając się papierosem, i słucham – bo zawsze słucham z uwagą - ale myślę o czymś innym. I to tyle. Najgorzej jest,kiedy stać cię na wszystko. Mam dziś wszystko, czego chcę, ale nic, na czym by mi zależało.
Milczy, patrząc na mnie badawczo. Gaszę więc papierosa, otwieram usta i pozwalam słowom płynąć. To moja metoda rozmawiania. Czasem przynosi rezultat, czasem nie.
Wstaję, całuję ją w policzek i zakładam kurtkę, zwyczajowo stawiając kołnierz.
- Wiesz, że przypominasz mi mnie? - pytam.
Uśmiecha się lekko, odstawiając pokal na blat baru.
- Dziękuję.
Odpalam papierosa, chowam paczkę do kieszeni skórzanej kurtki, wypuszczam kłąb dymu.
- To nie był komplement - mówię w drzwiach i wychodzę na ulicę, zanurzając się w brudne, tętniące życiem serce miasta.
Choć wciąż jest jesień, dla mnie właśnie zaczęła się zima.
Żegnaj i witaj, jak zawsze.
- Wiesz, że przypominasz mi mnie? - pytam.
Uśmiecha się lekko, odstawiając pokal na blat baru.
- Dziękuję.
Odpalam papierosa, chowam paczkę do kieszeni skórzanej kurtki, wypuszczam kłąb dymu.
- To nie był komplement - mówię w drzwiach i wychodzę na ulicę, zanurzając się w brudne, tętniące życiem serce miasta.
Choć wciąż jest jesień, dla mnie właśnie zaczęła się zima.
Żegnaj i witaj, jak zawsze.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz