poniedziałek, 28 grudnia 2009

Czeski film.


Tego dnia budzik nie dzwonił, zerwał się jednak na nogi, szybciej niż zwykle, dysząc ciężko z przerażenia, oblany zimnym potem,obudził go własny krzyk. Rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu, było jeszcze ciemno i cicho, w pokoju unosił się przykry smród wilgoci, z ust przy każdym oddechu wydobywała się para, mimo wszystko, nikt więcej go nie słyszał. Nie miał wątpliwości, strzyga siadła na jego ramieniu dusząc z zaskoczenia. Dochodziła czwarta, zaraz podjedzie autobus. Bez słowa podszedł do parapetu, by zaparzyć mocnej kawy, była gorzka i czarna jak smoła. Jednym ruchem wrzucił na stopy kicksy, i mijając korytarz,wyszedł z kubkiem na zewnątrz, uważnie stawiając kroki, by nie zbudzić człowieka, śpiącego na ziemi, wyraźnie zionącego alkoholem. Stawiając kołnierz kurtki otworzył drzwi. Wiatr wściekle tłukł o betonowy mur, kolory otoczenia oscylowały wokół wszystkich odcieni szarości,zanosiło się na deszcz. Usiadł na schodach, zakładając na uszy słuchawki i odpalając ostatniego papierosa z paczki. W tym dziwnym stanie świadomości, gdzieś między jawą a snem. Gdy siedział tak w białych sportowych butach, z papierosem przyklejonym do wargi, martwo wpatrujący się w beton pod stopami, wydawał się niemal ułudą. Blada, przepita apoteoza obojętności i apatii. Z kieszeni wyciągnął bułkę ze skromnym, pożyczonym z resztą, kawałkiem szynki, musiała smakować wybornie, w końcu nie jadł niczego od dwóch dni, ostatnie pieniądze wydał na baterie. Do ucha Maria nuciła coś z Arturem, zaciągnął się dymem, zauważając jednocześnie kota, który próbował otrzeć się o jego nogę, prawdopodobnie bardziej z zimna niż sympatii,jednego z tych kompanów, którzy są, niczego nie oczekując, nie siląc się na oferowanie czegokolwiek, nie wymagającego rozmów o niczym, co z chęcią nagrodził częścią własnego śniadania, milcząc tak razem, otrzymując w zamian krótkie spojrzenie wdzięczności. Przychodzi sms, pyta czy wszystko ok, wczorajszy telefon był niespokojny. Jest kurewsko daleko od ok. Przez chwilę wachał się co zrobić, miał gotową odpowiedź, spojrzał raz jeszcze, usunął kilkanaście wiadomości, postanawiąjąc oszczędzić nerwy choć jej. Nie wie i nie dowie się co pisał, a czego nie wysłał w ogóle, a jemu wryło się to w pamięć na stałe, na stówe, teraz to wszystko co ma. Jak ona bardzo nie wie. Nosi ją pod skórą, spotyka na dnie każdej butelki, w deszczu, w dymie. Każdego, kurwa, dnia, w portfelu, w paczce papierosów. Stoi na półce z książkami, siedzi na parapecie i nie wie. Ufał że czeka.
Zacisnął zęby, był teraz absolutny, był Nasem z Memory Lane, był Eldoką na plaży, był ogromem Nowego Yorku, był gorzkim posmakiem whisky, był Pacinem z zapachu kobiety,był dźwiękiem trąbki Milesa, był. Dzieli go czas i kilometry, póki nie zrobi tego co musi, to ma być dzielny, może tylko czekać teraz. Gdy później wróci, uśmiechnie się już tylko smutno, wychodząc na peron z ostaniego wagonu, to jego jedyny triumf w życiu. Ma strasznie gorzki smak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz