
Dzisiaj, o dziwo, nie jestem pijany. Chyba, że pijany nienawiścią do cykliczności, bo historia lubi się powtarzać, co? Ale chyba się starzeję, nawet jeśli tak nie myślisz, teraz jestem silny, bo nie rozbijam pięści o ściany, jak kiedyś, już nie zalewam problemów, snuję się już tylko samotnie, po ulicach tego pieprzonego miasta przekrwionych oczu, zaplątany w budynki, jak Oliveira, w "grze w klasy", szukając jakiegoś klucza,którego tak naprawdę nie ma, ale koniec końców, wracam do domu, świadomie mijając nocny. Wódka z grejpfrutem to kiepski substytut szczęścia, tyle wiem. Szkoda, że nie wiedziałem 3 lata temu. Ale wtedy na tej ławce, z memory lane w słuchawkach, coś sobie obiecałem i już tak nie będzie, nie tym razem, bo właściwie to w imię czego? Nie docenisz domowego obiadu, dopóki nie zamieszkasz sam, nie docenisz rodziny póki nie zostawi cię samego,głucha na wymówki, nie docenisz zdrowia, póki nie zaciszniez z bólu zębów, wchodząc po schodach, nie docenisz łóżka, jeśli nie będziesz nocą błąkać się po ulicach obcego miasta, nie mając dokąd pójść, nie docenisz, bo czasem w ferworze walki zapominamy o co walczymy. Każdy ma swoje własne demony. Ja dla moich zarezerwowałem dziewiąty krąg Piekła u Dantego. Bo tak jest, a one wychodzą z szafy coraz częściej i -jak mówił poeta-myślę, że dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękłoby ci serce. Rozdałem kawałki swojej duszy, w słowach wypowiadanych nocami na ławkach, na płytach jedynego singla, który wydałem i na papierze listów. Tak na papierze, bo e-mailem wysyłam co najwyżej CV. Rozdałem ją całą, kawałek po kawałku, przypadkowym ludziom, których los postawił na mojej drodze, bez celu i bez przyczyny. Nic mi już nie zostało. Ale to prędzej czy później spotyka każdego z nas. To po prostu coś, co już teraz jest poza moim zasięgiem - jak przeczytanie Prousta. Wydawało mi się, że ludzie, na których mogłem liczyć wtedy, zawsze będą blisko. Jedyne co zakładałem, to że pewnie kiedyś się na siebie wkurwimy, kupimy pistolety i wystrzelamy na głównej ulicy Verony, ale nie ma raczej możliwości, żeby po prostu urwał się kontakt. A teraz, to, co leży przede mną, kontrastując bielą na ciemnym biurku, to tylko słowa. Śmieszne, co? Podnoszę wzrok i spoglądam w te jasne oczy, tak dobrze mi znane. Rzuć wszystko i żyj jakby nic więcej się nie liczyło, nigdy wcześniej, nic później, albo rzuć to w cholerę i nigdy więcej mi o tym nie wspominaj-myślę. A czas nie czeka na nikogo,warto złapać dystans i pomyśleć o tym,póki jest jeszcze o czym myśleć. Kurewsko ciężki kawałek chleba, ale to nie zabawa już. W gruncie rzeczy,to głupiec ze mnie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz