piątek, 13 marca 2009

Lucifer, don of the morning!



To znowu wróciło. Chyba jestem chory. Otwieram oczy i wiem już, że dzisiaj nie stanie się nic wartego uwagi. Mam strasznego kapcia w mordzie i wiem też, że nic go nie zabije, bez względu na to ile razy człowiek może umyć zęby, nie zmienia się nic. W głowie mam taki sam szum jakbym nie docisnął kabla od anteny w tv i czekam aż wyświetli mi się plansza: no signal. Nie wyświetla się. Mam jeszcze helikopter, w weekendy nie schodzę poniżej 2 promili, więc prawdziwe oblicze bólu istnienia przyjdzie dopiero wieczorem. Układam puzzle w całość. Patrzę na ręce, tu pieczątka, tam jeszcze jedna, raz miałem ich tyle że myślalem że zrobiłem sobie dziarę po pijaku, ale nie, one poprostu kończyły się przy łokciu. To jak czarna skrzynka z zapisem tego co działo się wczoraj, jak tytuły kolejnych scen z urwanego filmu na dvd. Nawet nie myślę o śniadaniu, to zbyt trudne, bez kitu. Przemyślę kwestię pożywienia za kilka godzin i będę jadł wszystko z keczupem.. z resztą pamiętam klatkę z wczorajszego filmu, na której trzymam w ręce knyszę. Jest źle, nie dogaduję się z moim żołądkiem gdy o tym myślę. Kobiety w ciąży podobno też tak mają. Kurwa.. 9 miesięcy na kacu, kiepski pomysł. Wstaję. Nie wyszło. Hej- zgadnij co? Z mojego łóżka wychodzi się jednak w drugą stronę. Tą gdzie nie ma ściany. Człap-człap. Jestem już w kuchni i oblewam się, rozpaczliwie pochłaniając wodę z 5l butelki, szklanka nie wchodzi w grę. Nfz nie refunduje alka seltzeru, więc muszę radzić sobie alternatywnie. Medycyna niekonwencjonalna. Wyglądam jakby niewidome dziecko narysowało mnie kredą na płocie i obieram mandarynkę. Kurwa jego mać. Mam sąsiada idiotę. Nie odpuści odpalenia wiertarki nawet w piątek rano. W sumie jest 14, ale ju noł, łot aj min. Jest dla mnie komiksowym geniuszem zła. Dr. Neighbour. Choroba dekompresyjna wymaga leczenia bez dźwięków typu jeb jeb jeb. Mało tego, jak skończy napierdalać, włączy manieczki. Podejrzewam że to jedyny gatunek muzyki jaki jest w stanie zrozumieć. On jeszcze śpiewa, rozumiesz? śpiewa techno. Czuję się jakby ktoś mnie kopał po głowie. Chętnie bym mu pierdolnął za każdym razem jak widzę go na klatce schodowej, ale waży jakieś 3 tony za dużo. Żonę ma nie lepszą. Pretty ułomen. W konsekwencji tego mają też dzieci, nie wiem jak im się to udało, ale mają. Jeżeli nie oszukają przeznaczenia, będą musiały być strasznie głupie w przyszłości. Może nawet zostaną prezydentem. Nieważne. Mogło być gorzej, znajomi ciągnęli mnie na "klabing", ale wykazałem się asertywnością i czekałem 40 minut na nocny, stojąc w deszczu. Pedalskie potańcówki z piwem za 11 zł. Nie wiem czasem co z nimi jest że takie mają parcie na tournee po klubach. Może muszą się wyszumieć, na studiach mało kto widział w swoim życiu dyskotekę bez zaparkowanego w nim wozu strażackiego, chcą poznać nocne życie wielkiego miasta, czy coś takiego. Ale czekajcie kurwa, robi się coraz cieplej, jeszcze z miesiąc i przez kolejne pół roku będę oblegał parki, ławki, murki, schody pod szkołami i wszystkie inne miejsca w których można odpocząć od wiejskiego plepsu, natapirowanych kukuryn, naiwnych mongołów bounsujących koło nich z nadzieją w oczach i ochrony w składzie Kapitana Głąba i Człowieka-betoniarni. Tęsknię za grillem pod mostem i powrotem o 7 rano z ciepłym kenigerem. 1,35- to dobra cena za browar, niestety carsberg nigdy nie przyjmie tej strategii.